Pieniądze gniją w puszczy
Treść
Około 500 chorych i zagrażających bezpieczeństwu ludzi drzew wycięto z  przydrożnych terenów Puszczy Białowieskiej. Stowarzyszenie  Przedsiębiorców Zakładów Przetwórstwa Drzewnego Ziemi Hajnowskiej  apeluje do rządu, aby to drewno nie gniło w lesie, ale zostało  sprzedane, a zysk przekazany powodzianom. Zapowiada też złożenie  zawiadomienia do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa  związanego z narażeniem Skarbu Państwa na wielomilionowe straty  spowodowane marnotrawieniem drewna w kompleksie puszczańskim.
Choć  polskie prawo tego nie nakazuje, to na razie, stosując się do zaleceń  Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Białymstoku, wycięte drzewa,  często stanowiące siedliska korników, pozostawiono w puszczy z  przeznaczeniem do tzw. naturalnego rozkładu. 
Jak poinformowały  nadleśnictwa Hajnówka i Białowieża przeprowadzające wycinkę na swoim  terenie, wyciętych zostało około 90 proc. drzew, które do tego  przeznaczono - w sumie blisko 500 okazów. Drzewa te (ledwo) stały wzdłuż  drogi z Hajnówki do Białowieży, która przebiega przez rezerwat  krajobrazowy Władysława Szafera w Puszczy Białowieskiej. W większości  były chore, ale były też takie, w przypadku których uznano, że kiedy  zawieje silny wiatr, co się tu często zdarza, mogą runąć i spowodować  tragedię.
W maju odbył się komisyjny przegląd drzew, które m.in.  zagrażały bezpieczeństwu osób podróżujących drogą z Hajnówki do  Białowieży. W przeglądzie brali udział m.in. naukowcy, drogowcy, służby  odpowiedzialne za bezpieczeństwo, leśnicy, Regionalna Dyrekcja Ochrony  Środowiska. Do udziału w pracach tej komisji zaproszeni zostali też  ekolodzy, ale z tej propozycji nie skorzystali. Zgodzili się jednak, że  drzewa wyznaczone przez specjalistów do ścięcia są rzeczywiście  niebezpieczne dla ludzi, i tym razem nie próbowali blokować tej  koniecznej wycinki.
"Nadleśnictwa: Białowieża i Hajnówka, zgodnie z  ustaleniami z wcześniejszego przeglądu dotyczącego sposobu postępowania z  drzewami zagrażającymi bezpieczeństwu, wyznaczyły na swoim terenie  drzewa rosnące w odległości 50 m od granicy pasa drogowego drogi  wojewódzkiej Hajnówka - Białowieża, stanowiące zagrożenie powszechne  bezpieczeństwa publicznego. Nadleśnictwo Hajnówka wyznaczyło 278 szt.  drzew, natomiast Nadleśnictwo Białowieża - 160 szt. drzew" - czytamy w  komunikacie wydanym przez Nadleśnictwo Białowieża. Leśnicy wycinali  także drzewa stwarzające zagrożenie wzdłuż innych dróg, m.in. drogi do  Narewki, wzdłuż szlaków pieszych, konnych, dróg, którymi jeżdżą bryczki  konne z turystami, i szlaków dla osób uprawiających nordic walking. 
Do odbudowy lub na opał
Prawo  nie wymaga od Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Białymstoku  zgody na wycinkę drzew w rezerwacie, bo może to w wyjątkowych sytuacjach  robić właściciel terenu - czyli w tym wypadku Lasy Państwowe. Jednak  zgodnie z zaleceniami Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w  Białymstoku, ścięte drzewa pozostawiono w puszczy do naturalnego  rozkładu. Drzewa są więc tylko odciągane od drogi na bezpieczną,  wyznaczoną odległość. - Pozostawianie ściętych drzew w rezerwacie, choć  nie jest nakazane przepisami ustawy, jest naszą praktyką. Między innymi  dlatego, że drzewa nawet po ścięciu mogą być miejscem bytowania  chronionych gatunków - mówi Małgorzata Wnuk, rzecznik prasowy RDOŚ w  Białymstoku. Na pewno jednak są również miejscem, gdzie szybko rozwijają  się i przenoszą na zdrowe drzewa kolonie korników. "Wycinane były  przede wszystkim suche świerki w różnym wieku zaatakowane przez kornika  drukarza" - czytamy w notatce leśników sporządzonej podczas wycinki. 
Ze  strony przedsiębiorców przemysłu drzewnego powiatu hajnowskiego padła  propozycja, aby Lasy Państwowe sprzedały ścięte drzewa, bez zysku,  powodzianom. - Publicznie wystąpiłem z taką propozycją podczas sesji  wyjazdowej sejmowej komisji środowiska, która niedawno obradowała w  Białowieży; na razie jednak bez żadnego odzewu - mówi Józef Sawicki,  przedstawiciel Stowarzyszenia Przedsiębiorców Zakładów Przetwórstwa  Drzewnego Ziemi Hajnowskiej. Tłumaczy, że ścięte drzewa (ok. 1000 m  sześc.) nadają się jak najbardziej dla powodzian, gdyż można je  przerobić na materiał budowlany potrzebny do odbudowy domów. Jest to też  potencjalnie doskonałe drewno opałowe, które w zimie może się  powodzianom bardzo przydać. Na deficyt tego rodzaju opału bardzo  narzekają również mieszkańcy puszczańskich gmin, którym restrykcyjne  przydziały z terenu puszczy nie wystarczają. Możliwa jest również opcja  sprzedaży drewna puszczańskim przedsiębiorcom, po normalnych cenach, a  pieniądze w ten sposób uzyskane można przekazać powodzianom. - Bardzo  chętnie kupimy to drewno. Byle za długo nie leżało w puszczy, bo tam  gnije i traci swoje walory. Jeżeli ścięto ok. 1000 m sześc., to będzie  jakieś 300 tys. złotych - szacuje Sawicki. 
Żyją w puszczy, a nie mają drewna
Wskutek  powiększania Białowieskiego Parku Narodowego w 1996 r. oraz tego  obecnego - realizowanego przez Ministerstwo Środowiska, mocno  ograniczono sprzedaż drewna przez puszczańskie leśnictwa. Dochodzi do  absurdalnej sytuacji w tutejszym przemyśle drzewnym. - Obecnie, chociaż  nasz zakład znajduje się na obrzeżach Puszczy Białowieskiej, jesteśmy  zmuszeni sprowadzać drewno do produkcji z zagranicy. Brzozę importujemy z  Litwy, dąb z Ukrainy itd. Dlatego często jesteśmy na granicy  opłacalności i nie wiem, co będzie dalej - mówi Józef Sawicki,  współwłaściciel rodzinnej firmy drzewnej. Takich rodzinnych zakładów  jest w miejscowościach przyległych do Puszczy Białowieskiej ponad 600.  Ich właściciele zwracają uwagę na marnowanie publicznych pieniędzy,  które Lasy Państwowe mogłyby pozyskiwać ze sprzedaży drzewa, lecz robią  to tylko w minimalnym stopniu ze względu na odgórny nakaz pozostawiania  ściętych drzew w lesie. - Co uschnie w lesie, to ma tam zgnić - taka  jest myśl wpływowych ekologów, którą muszą realizować nasi leśnicy. Nie  stać nas na takie marnotrawstwo surowca drzewnego - uważa Sawicki.  "Naszym zdaniem, w lasach puszczańskich powinien nadal obowiązywać  statut hodowlano-ochronny Leśnego Kompleksu Promocyjnego Puszcza  Białowieska, który pozwala wywozić ścięte drzewo z lasu i którego  postanowienia są akceptowane przez lokalną społeczność" - czytamy w  piśmie Przedsiębiorców Zakładów Drzewnych Przetwórstwa Drzewnego Ziemi  Hajnowskiej, które zostało skierowane m.in. do Generalnej Dyrekcji Lasów  Państwowych i Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz Kancelarii  Prezydenta RP. 
- Zamierzamy zawiadomić Prokuraturę Generalną o  podejrzeniu popełnienia przestępstwa związanego z narażeniem Skarbu  Państwa na wielomilionowe straty spowodowane marnotrawieniem drewna w  Puszczy Białowieskiej, które jest własnością całego społeczeństwa, a nie  tylko ekologów - powiedział "Naszemu Dziennikowi" Józef Sawicki.
Złoty las
Oprócz  drzew wyciętych przy drodze w puszczy są jeszcze całe połacie suchego  lasu. Józef Sawicki, z wykształcenia technik drzewny, syn przedwojennego  leśniczego, zwraca uwagę na bardzo niepokojące zjawisko postępującego  wyniszczania Puszczy Białowieskiej przez insekty i choroby. Zatroskany o  los puszczy, która żywi już co najmniej czwarte pokolenie tej rodziny,  potrafi pokazać liczne drzewa, a nawet całe ich skupiska, które już  uschły. - Puszcza niszczeje, przeradza się powoli w tzw. złoty las.  Nazwa ta bierze się od koloru uschłych drzew. Dzieje się tak dlatego, że  leśnicy mają zakaz prowadzenia normalnych zabiegów pielęgnacyjnych w  puszczy, a ona sama się nie obroni, co zresztą widać - mówi Sawicki.
Rzeczywiście,  widok całych połaci suchego lasu jest przejmujący. - Tu nigdy takiej  dewastacji puszczy nie było. Najstarsi mieszkańcy tego rejonu nie  pamiętają takiego wandalizmu, a przecież widzieli, co z puszczą robili  za okupacji Rosjanie czy Niemcy. To, co robi teraz resort środowiska za  namową tzw. ekologów, nie służy puszczy, ale ją zabija. A nas, których  rodziny żyją tu od bardzo dawna, serce boli, gdy na to patrzymy, bo  zawsze dbaliśmy i dbamy o ten pradawny las. I to dzięki naszym przodkom,  a nie skrajnym ekologom, dzisiejsze pokolenia mogą się nim cieszyć -  uważa Józef Sawicki.    
Adam Białous
Nasz                                                                                                                                                                                              Dziennik                                                                      2010-07-22
Autor: jc