Raport i księga mogą być zbieżne
Treść
Jeśli członkowie Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa  Państwowego wyjaśniający okoliczności wypadku samolotu Tu-154M z 10  kwietnia 2010 roku nie ulegli politycznym naciskom, to ich wnioski mogą  być zbieżne z dużą częścią tez zawartych w "białej księdze". W ocenie  Ignacego Golińskiego, byłego członka Państwowej Komisji Badania Wypadków  Lotniczych, raport Millera, jako dokument ekspercki, powinien być  bardziej precyzyjny i winien wyjaśniać wszelkie okoliczności katastrofy -  od kwestii związanych z przygotowaniem lotu, poprzez jego obsługę, aż  po powody i sposób upadku samolotu.
- Kształt raportu Millera  może być uzależniony od nacisków politycznych na członków komisji. Nie  wiem, jak w przypadku wojskowych, ale osobiście znam część cywilnych  ekspertów zasiadających w komisji i wiem, że nie są oni spolegliwi. Ktoś  może jednak obawiać się np. utraty pracy - zaznaczył Ignacy Goliński,  były członek Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Jak  zauważył, jeśli jednak ekspertom udało się uciec od polityki, to należy  się spodziewać, że raport Millera będzie dokumentem, który w sposób  bardzo realistyczny i zgodny z prawdą będzie opisywał to, co wydarzyło  się 10 kwietnia 2010 roku. Jak zauważył nasz rozmówca, głosy sugerujące,  że raport może być zbieżny w pewnym obszarze z "białą księgą"  przygotowaną przez parlamentarny zespół pod kierownictwem posła  Antoniego Macierewicza, mają swoje uzasadnienie. - Gdyby z tego  dokumentu usunąć wątki czysto polityczne, które się tam znalazły, oraz  wyjąć z niego niewyjaśnione do tej pory elementy, jak ten, że na  wysokości 15 m [względem pasa lotniska - red.] samolot był już  niesprawny, to śmiem twierdzić, że raport z "księgą" będzie zgodny -  zaznaczył Goliński. W jego ocenie, przywołany przykład powinien zostać  bardzo dokładnie wyjaśniony w oparciu o zapisy rejestratora parametrów  lotu i wiarygodne analizy przyczyn zamrożenia pamięci systemu FMS  (system zarządzania lotem), do którego doszło w takim, a nie innym  momencie lotu. - Proszę pamiętać, że cały czas rozmawiamy o katastrofie,  bazując w większości na doniesieniach medialnych na jej temat. Dlatego  trzeba być bardzo ostrożnym z wydawaniem jakichkolwiek osądów. Co  więcej, nawet komisja Millera działała na kopii rejestratorów, co także  pozostawia cień wątpliwości - podkreślił ekspert. Podobnie strona polska  nie przeprowadzała np. badań wraku, a wiele dokumentów nie zostało  udostępnionych przez Rosjan. To jeszcze nie oznacza, że komisja nie była  w stanie określić przyczyn katastrofy. By jednak jej wnioski były  możliwie pełne i przekonujące, raport powinien wyjaśniać szereg kwestii  technicznych, związanych chociażby z mechaniką lotu. - Jako badający  wypadki lotnicze czekam np. na wyjaśnienie, z jakich powodów samolot  przyziemił "na plecach". Chciałbym zobaczyć wyliczenia tego, jakie  znaczenie dla dalszego lotu miało uszkodzenie skrzydła i jaka w związku z  tym uszkodzeniem była utrata siły nośnej, i co istotne, czy można było  ją skompensować lotkami - zaznaczył Goliński. Jak zauważył, w raporcie  Millera szerzej niż dotychczas powinny zostać opisane kwestie związane z  przygotowaniem lotu oraz powinno być wyjaśnione, skąd i jaka prognoza  pogody została przekazana załodze. Ekspert ocenił, że gdy raport Millera  został ukończony, należało go opublikować w języku polskim, bo to  polska opinia publiczna czeka na wyjaśnienie okoliczności tej  katastrofy. - Oczywiście, można tłumaczyć ten raport na język angielski.  Nie jesteśmy jednak zobowiązani do publikacji raportu w języku  rosyjskim. Po co więc tracić czas i generować niepotrzebne koszty? -  zauważył. Zwłaszcza że z dotychczasowych deklaracji Międzypaństwowego  Komitetu Lotniczego (MAK) wynika, iż ten nie zamierza w żaden sposób  odnosić się do polskiego raportu, gdyż sprawa katastrofy samolotu  Tu-154M dla MAK jest zamknięta.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2011-07-04
Autor: jc